J&M – Wierzbowe Ranczo

Uprzedzamy, że osoby o słabych nerwach nie powinny rozpoczynać oglądania tego reportażu. A jeśli ktoś zakocha się w przeuroczym uśmiechu Justyny, to proszę potem nie mówić, że nie uprzedzaliśmy! Osobników o nerwach na wodzy zapraszamy do przeczytania i obejrzenia (w tej kolejności!) relacji z wesela w Wierzbowym Ranczu. Let’s go!

Wierzbowe Ranczo, kot i żaden kłopot!

Wyobraźcie sobie, że jutro ma odbyć się Wasze wesele w Wierzbowym Ranczu. W atmosferze mieszanka stresu i szczęścia, z dominacją tego drugiego. Mimo wszystko chcecie rozładować napięcie poprzez endorficzne przytulanie ukochanego czworonożnego pupila. Ten jednak postanawia do przyjemnych pieszczot dodać odrobinę pazura. I to dosłownie. Efektem jest zupełnie nieplanowany, czerwony naszyjnik, którego choćby się chciało, zdjąć się nie da. Jak z taką sytuacją poradziła sobie Justyna? Stwierdziła, że nie takie rzeczy się w życiu widziało i postanowiła swoją bordową kolią obficie chwalić się podczas wesela. Szanujemy bardzo!

Dodajmy do tej historii Marka, bo jakby tak ślub bez pana młodego i super miejsce na wesele – Wierzbowe Ranczo. Otrzymamy mieszankę pełną uroku, autentyczności, skromności, a mimo to elegancji i ognia. Zresztą o tym dalej!

Subtelne wyrafinowanie w Wierzbowym Ranczu

Justyna i Marek urzekli nas swoją skromnością i autentyzmem, które przejawiały się nie tylko w najszczerszych uśmiechach świata, ale i we wszystkim, co zaplanowali. Ona miała na sobie minimalistyczną, a mimo to superefektowną i niespotykaną suknię z długimi rękawami, on szary, dwurzędowy garnitur w kratę. Do ślubu przyjechali tak zwanym ogórkiem – beżowym volkswagenem T2. Marzyli o cichym first looku tylko we dwoje i tak też zrobili. Błogosławieństwo odbyło się na świeżym powietrzu. Na sali ani w wystroju kościoła czy w bukiecie Justyny nie było kwiatów – dominowała zieleń. Gościom podarowali zestaw do samodzielnego wysiewu niezapominajek.

W tym wszystkim Wierzbowe Ranczo ze swoją stadniną koni, biegającymi dookoła psami i niczym niezmąconą ciszą pasowało do Justyny i Marka nie na 100%, lecz na 100 000 000%. Jednak nie myślcie sobie, że mimo iż młodzi zaplanowali wesele w styl slow, Wierzbowe Ranczo z czasem nie zapłonęło. Swoje trzy grosze w postaci ognia na parkiecie dodał Janek z Panów od Muzyki, więc z czasem slow zamieniło się w istne fast!

Myśli i słowa ;)

Po weselu Justyny i Michała naszła nas zupełnie małoodkrywcza myśl, że skoro ślub i wesele to jeden, jedyny taki dzień w życiu, to warto zorganizować go po swojemu! Na koniec chcielibyśmy jeszcze wysłać młodym najszczersze uściski świata i poprosić, aby ich szerokie uśmiechy nigdy nie straciły tego przeuroczego, odrobinę nieśmiałego charakteru!

P.S. Tort ze słonym karmelem wyrwał nas z butów!